
W Macedonii Północnej spędziliśmy kilka dni i teraz już wiem, że to było zdecydowanie za mało. Ledwie liznęliśmy ten piękny kraj. Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać po chyba najbardziej nieodkrytym kraju Bałkanów (no może zaraz po Kosowie) i generalnie zostaliśmy oczarowani.
Naszą przygodę zaczęliśmy od kilkugodzinnego postoju na granicy. Dla mnie sytuacja znana z dzieciństwa – dla moich dzieciaków nowość, którą wbrew pozorom, byli zachwycenie. Strażnik graniczny był szczerze zaskoczony, że celem naszej podróży nie jest Grecja, tylko właśnie Macedonia.
W późnych godzinach wieczornych dotarliśmy do Skopie – stolicy kraju. Oczywiście, nie mogliśmy sobie odpuścić wieczornego spaceru i tu zaskoczenie. W porównaniu do Tirany (stolicy Albanii), Prisztiny (stolicy Kosowa) i Podgoricy (stolicy Czarnogóry) - Skopie dało czadu! Ilość pomników, „zabytków”, a raczej budynków stylizowanych aby na takie wyglądały, fontann i innych ozdobników oszałamiała, zwłaszcza w nocnym podświetleniu. Już wiem dlaczego Skopie nazywane jest miastem kiczu, ale jest w tym jakiś urok i przynajmniej wiesz, że jesteś w dostojnej stolicy kraju. Szanuje za wysiłek :)
W Skopie warto przejść po kamiennym moście do muzłumańskiej części miasta – Csasiriji – najstarszej dzielnicy miasta. Dzielnica ta ma swój urok, egzotyczny charakter arabskiego świata, wypełnione gwarem, zapachem przypraw i nawoływań z dziesiątek meczetów. Warto spróbować tu lokalnych potraw, albo chociaż napić się świeżo wyciskanego soku od ulicznego sprzedawcy.
W niedalekiej odległości od stolicy znajduje się jedno z piękniejszych miejsc jakie widziałam podczas naszej bałkańskiej podróży – Kanion Matka. Dziesiątki wodospadów, kaskad, jaskinia, no i oczywiście sam kanion z krystaliczną wodą. W tym miejscu warto wybrać się na rejs stateczkiem po kanionie, koszt niewielki a radocha ogromna. Dla odważnych możliwa jest również kąpiel w lodowatej wodzie, a nawet byliśmy świadkami skoków z mostu. Podziwiam, bo ja po kilku sekundach straciłam czucie w stopach po samym moczeniu ich.
Kolejnym celem naszej podróży było Jezioro Ochrydzkie. Zatrzymaliśmy się na cempingu niedaleko malowniczego miasteczka Ochryda, opisywanego jako najpiękniejsze miasto Macedonii. Nie powiem, ma swój urok i gdybym miała w zwyczaju wracać do miejsc, które już odwiedziłam, pewnie chciałabym do niego wrócić, by bardziej wtopić się w jego wąskie uliczki i poznać z atrakcjami, które oferuje. Ale, że nasza podróż nie miała nic wspólnego ze spokojnym zwiedzaniem, a raczej był to podróżniczy sprint, urok miasta i całego jeziora poznaliśmy tylko powierzchownie. Mimo to wrażenie zostawiło cudowne, piękna przyroda, czysta, ciepła woda, malownicze cerkwie i przyjaźni ludzie. Na jeziorze stacjonuje wiele łódeczek turystycznych z możliwością wykupienia niedrogich rejsów w okolicach miasteczka. Na jeziorze jest możliwość żeglowania na różnych jednostkach, od małych sportowych, po większe kabinówki. Wypożyczając żaglówkę należy jednak pamiętać, że przez jezioro przechodzi granica z Albanią.
Całość tego regionu jest niezwykle zadbana i czysta, co jest rzadkością na Bałkanach. Wszędzie dogadywaliśmy się po angielsku, a płacenie kartą jest tam na porządku dziennym (wcześniej czytałam w przewodnikach, że i jedno i drugie tu kuleje). Ceny są bardzo przyzwoite i dużo niższe niż w Polsce, ale jak długo to jeszcze potrwa – nie wiadomo. Warto korzystać teraz z takich miejsc, półki jeszcze nie są zadeptane i „zepsute” przez rzesze turystów.
Macedonia Północna wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie i jest to świetne miejsce na tygodniowy, lub nawet dwutygodniowy urlop dla fanów pięknej przyrody, dobrego jedzenia i niewygórowanych cen ;)